środa, 17 kwietnia 2013

Recenzja książki: „Sto dni” Lukasa Barfussa


     Czy przeczytałeś już książkę, która pozwoli ci zapukać do bram piekieł?

     Nawet najlepsza książka nie odda tego, co przedstawił Lukas Brafuss w swoim dziele „Sto dni”. Akcja utworu rozgrywa się w środkowo-wschodniej Afryce, w  Rwandzie, w małej wiosce. Pracuje tam młody Szwajcar David Hohl. Mężczyzna zdolny oraz obyty w kontaktach międzynarodowych dostaje pracę w organizacji humanitarnej w Afryce.

     Wszystko wydaje się być poukładane, zaplanowane, dopóki David nie poznaje młodej Rwandyjki. Kobieta intryguje go brakiem wdzięczności za okazaną pomoc. Hohl podejmuje się trudnych zadań, wytrwale pracuje, wbija się w rytm tamtego życia, lecz wciąż nie może przestać myśleć o irytującej go Agatce. W końcu postanawia ją odnaleźć. Robi to całkiem przypadkowo.

     W 1994 roku rozpoczyna się w Rwandzie rzeź Tutsi, David decyduje się mimo wszystko zostać w Kigali. Udaje mu się przeżyć i obserwuje z bliska masakrę, dzień w dzień, przez 100 dni. Jest samotny, a widząc tyle cierpienia wokół siebie, sam cierpi i rozmyśla.
Dlaczego podjął taką decyzję? Co robił przez 100 dni rzezi? Jak takie ciężkie doświadczenia odbiły się na jego psychice?

     Podziwiam autora za to, jak opisał tę historię. Książka wzbudziła we mnie wiele mieszanych uczuć. Gdy zobaczyłam okładkę , nie wiedziałam do końca, czego mogę się spodziewać? Powiem szczerze, wywarła ona na mnie duże wrażenie. Podczas lektury autor odkrywa nas w swoją psychikę. Czytelnik może ujrzeć ludobójstwo z własnej perspektywy.

Serdecznie polecam tę pozycję wydawniczą. Książkę- historię, której nie zapomnę. Myślę, że wielu osobom się spodoba i da powód do głębszych przemyśleń. Jaki jest ludzki świat?

  Justyna Walkowiak

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz