wtorek, 19 lutego 2013

Pseudopoezja Pseudoczłowieka




„KTO MNIE ZNAJDZIE”
Kto mnie znajdzie? Kto mnie słyszy?
Krzyczę tak w bezwzględnej ciszy,
i nie widzę nic przed sobą,
bezszelestnie kręcę głową,
i próbuję,
wciąż próbuję,
barwnie Wami wymiotuję.

co Wam daje chleb powszedni,
co Wam daje moja litość,
wciąż jesteście tacy biedni,
beznadziejna, szara nicość.

Kto mnie znajdzie? Kto mnie słyszy?
Krzyczę tak w bezwzględnej ciszy.
ciemność leje się przez palce,
czy zamierzam zginąć w walce?
z czym ja walczę?
z kim ja walczę?
nad krawędzią zwiewnie tańczę.


„ZA GŁUPOTĘ TRZEBA PŁACIĆ TYLKO SAMYM SOBĄ”
Beznadziejnie rozsadzam drogi do nieba,
nie wiem, po co jestem i czego mi trzeba,
mitologiczny Tartar- tam stoję i czekam,
dlaczego wciąż stoję? Czy stojąc uciekam?
Natychmiastowy paraliż każdej kończyny,
żałuję za grzechy i płacę za czyny,
nadwyrężam struny rzeczywistości,
ta ziemska próżnia przyprawia o mdłości.
Nie widać różnicy, gdy zamykam oczy,
nikt nie docenia pięknych barw tej nocy.
Znajome kształty wychodzą z cieni,
wśród czerwieni, różu, granatu, zieleni
i patrzą na mnie żółtymi ślepiami,
wyciągają ręce, machają nogami,
w znajomym języku coś do mnie wrzeszczą,
co znów przekażą? Co znów obwieszczą?
Ja płaczę! Ja płaczę bez końca,
patrząc z nadzieją w górę, do Słońca.

„BEZSILNOŚĆ JEST PARADOKSALNIE NAJSILNIEJSZĄ BRONIĄ BIOLOGICZNĄ”
 wróciliśmy z punktu wyjścia na początek naszej drogi,
zaniesiemy znow do celu połamane, brudne nogi,
może teraz cien nadziei zmęczy nasze twarze,
świat nas karmi makaronem, każe patrzeć przez witraże.
król wskazówki od zegara skrzętnie dziś ułożył,
na kolanach błaga lud by karę swą umorzył,
ludzie tępi są, bezsilni, płaczą- a świat gnije,
prosząc ciągle tego, co od dawna już nie żyje,
spalmy świat ten cały, brudny pieniądz jest tu panem,
ludziom mózgi wysysają, krew się ciągle leje kranem.


„NIGDY WIĘCEJ”
przejaskrawiam galaktykę mymi neonami,
łudzę się, że będą inne, lepsze od tych innych.
moze kiedyś, w słabym czasie znowu będę z Wami,
może skonam podeptana buciorami winnych.
kiedyś stanę na barłogu panów tego swiata,
kiedyś trącę całą dłonią, wzruszę go na nowo,
spojrzę jak najgłębiej w oczy swego kata
potrząsając beznamietnie wciąż przeczącą głową.
niczym kraken galaktyczną wchłonę sprawiedliwość,
skrawki najdrobniejsze jej pozbieram skrzętnie z Ziemi,
porozdaję wszystkim Naszą nadzieję i miłość,
zapomniałeś jakim blaskiem się wciąż bezpłciowo mieni?




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz