„KTO MNIE
ZNAJDZIE”
Kto mnie znajdzie? Kto mnie słyszy?
Krzyczę tak w bezwzględnej ciszy,
i nie widzę nic przed sobą,
bezszelestnie kręcę głową,
i próbuję,
wciąż próbuję,
barwnie Wami wymiotuję.
i nie widzę nic przed sobą,
bezszelestnie kręcę głową,
i próbuję,
wciąż próbuję,
barwnie Wami wymiotuję.
co Wam daje chleb powszedni,
co Wam daje moja litość,
wciąż jesteście tacy biedni,
beznadziejna, szara nicość.
Kto mnie znajdzie? Kto mnie słyszy?
Krzyczę tak w bezwzględnej ciszy.
ciemność leje się przez palce,
czy zamierzam zginąć w walce?
z czym ja walczę?
z kim ja walczę?
nad krawędzią zwiewnie tańczę.
ciemność leje się przez palce,
czy zamierzam zginąć w walce?
z czym ja walczę?
z kim ja walczę?
nad krawędzią zwiewnie tańczę.
„ZA GŁUPOTĘ TRZEBA PŁACIĆ TYLKO SAMYM SOBĄ”
Beznadziejnie rozsadzam drogi do nieba,
nie wiem, po co jestem i czego mi trzeba,
mitologiczny Tartar- tam stoję i czekam,
dlaczego wciąż stoję? Czy stojąc uciekam?
nie wiem, po co jestem i czego mi trzeba,
mitologiczny Tartar- tam stoję i czekam,
dlaczego wciąż stoję? Czy stojąc uciekam?
Natychmiastowy paraliż każdej kończyny,
żałuję za grzechy i płacę za czyny,
nadwyrężam struny rzeczywistości,
ta ziemska próżnia przyprawia o mdłości.
żałuję za grzechy i płacę za czyny,
nadwyrężam struny rzeczywistości,
ta ziemska próżnia przyprawia o mdłości.
Nie widać różnicy, gdy zamykam oczy,
nikt nie docenia pięknych barw tej nocy.
Znajome kształty wychodzą z cieni,
wśród czerwieni, różu, granatu, zieleni
i patrzą na mnie żółtymi ślepiami,
wyciągają ręce, machają nogami,
w znajomym języku coś do mnie wrzeszczą,
co znów przekażą? Co znów obwieszczą?
nikt nie docenia pięknych barw tej nocy.
Znajome kształty wychodzą z cieni,
wśród czerwieni, różu, granatu, zieleni
i patrzą na mnie żółtymi ślepiami,
wyciągają ręce, machają nogami,
w znajomym języku coś do mnie wrzeszczą,
co znów przekażą? Co znów obwieszczą?
Ja płaczę! Ja płaczę bez końca,
patrząc z nadzieją w górę, do Słońca.
patrząc z nadzieją w górę, do Słońca.
„BEZSILNOŚĆ JEST PARADOKSALNIE NAJSILNIEJSZĄ BRONIĄ BIOLOGICZNĄ”
wróciliśmy z punktu wyjścia na początek naszej drogi,
zaniesiemy znow do celu połamane, brudne nogi,
może teraz cien nadziei zmęczy nasze twarze,
świat nas karmi makaronem, każe patrzeć przez witraże.
król wskazówki od zegara skrzętnie dziś ułożył,
na kolanach błaga lud by karę swą umorzył,
ludzie tępi są, bezsilni, płaczą- a świat gnije,
prosząc ciągle tego, co od dawna już nie żyje,
spalmy świat ten cały, brudny pieniądz jest tu panem,
ludziom mózgi wysysają, krew się ciągle leje kranem.
„NIGDY WIĘCEJ”
przejaskrawiam
galaktykę mymi neonami,
łudzę się,
że będą inne, lepsze od tych innych.
moze
kiedyś, w słabym czasie znowu będę z Wami,
może
skonam podeptana buciorami winnych.
kiedyś
stanę na barłogu panów tego swiata,
kiedyś
trącę całą dłonią, wzruszę go na nowo,
spojrzę
jak najgłębiej w oczy swego kata
potrząsając
beznamietnie wciąż przeczącą głową.
niczym
kraken galaktyczną wchłonę sprawiedliwość,
skrawki
najdrobniejsze jej pozbieram skrzętnie z Ziemi,
porozdaję
wszystkim Naszą nadzieję i miłość,
zapomniałeś
jakim blaskiem się wciąż bezpłciowo mieni?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz